Tuluza
przywitała nas zmianą pogody, jak można się o tej porze roku
spodziewać - zmianą na gorsze. Pada deszcz, wieje wiatr i jest
zimno.
Po
hotelowym śniadaniu przed udaniem się w dalszą drogę
odwiedziliśmy targi jedzenia i mebli w Tuluzie. Pogoda nie zachęcała
do spacerów więc na targach było bardzo dużo ludzi. Jeśli chodzi
o jedzenie to swoje stoiska mieli także Hiszpanie z pobliskich
Pirenejów.
Po
południu wyruszyliśmy w drogę do Cahors, tam spędzimy Wielkanoc z
Małgosią i rodziną Brica.
W
domu rodziców Brica w Arcambal byliśmy wieczorem sobotę.
Dwa
dni pobytu były zaplanowane i wypełnione przygotowanymi dla nas
atrakcjami. Spędziliśmy je bardzo miło wśród ludzi bardzo
gościnnych, otwartych, uśmiechniętych i bardzo przyjaznych. Nie
będę rozpisywać się o jedzeniu bo to wymagało by osobnego
potraktowania. Powiem tylko, że było wspaniałe, regionalne,
przygotowane z lokalnych często własnych produktów (wino,
szparagi, foie gras, sery). Wspomnieć jednak muszę o cieście
przygotowywanym na specjalne okazje - pastis. Nazwa pochodzi od słowa
pasta, nie od anyżkowego napitku. Do przygotowania używa się
ciasta jak na makaron, ale "rozciągniętego" aż jest
prawie przeźroczyste, jabłek, rumu. Po upieczeniu ciasto przypomina
nieco niemiecki strudel, ale jest od niego delikatniejsze. Andrzeja
nie można było od niego odkleić.
W
przerwach między odwiedzinami i posiłkami zwiedzaliśmy okolicę, a
było co podziwiać! Dni były piękne słoneczne, choć chłodne.
Arcambal leży w zakolach rzeki Lot. Tworzy ona malownicze przełomy
między wysokimi wapiennymi wzgórzami (klify), porośniętymi lasami
dębowymi i zaroślami bukszpanu. W lecie zbiera się tu trufle!
Zabudowa
z rzadka rozsianych skupień starych domów jest przepiękna. Domy i
kościoły, pałacyki i stare fortyfikacje zbudowane zostały z
lokalnego kamienia. Romańskie, małe kościoły otoczone są przez
niewielkie cmentarze.
W
pobliżu znajduje się wiele atrakcji turystycznych między innymi
średniowieczne miasto Rocamadour. Zaliczane jest do jednego z
najliczniej, po Mont- St- Michel, odwiedzanych miejsc we Francji. W
kwietniowym ostrym słońcu prezentowało się wspaniale.
Z
tego miejsca pochodzą pyszne, kozie sery pleśniowe o tej samej
nazwie co miasto.
Samo
Cahors było bardzo ważnym ośrodkiem miejskim w Średniowieczu i
liczyło wtedy więcej mieszkańców niż dzisiaj. Leży na szlaku
pielgrzymek pieszych do Santiago de Compostela. Założone zostało
przez Celtów.W
średniowiecznej Europie było najważniejszym ośrodkiem giełdowym
i bankowym, kres jego znaczeniu położyła Wojna Stuletnia.Z
miasta wywodzi się papież Jan XXIII, założyciel uniwersytetu w
pobliskiej Tuluzie.Cahors
pełne jest niezwykłych atrakcji turystycznych: most, wieża
wisielców,fontanna, fortyfikacje, domy i średniowieczne uliczki.
Niestety,
we wtorek trzeba było pożegnać niezwykle gościnnych gospodarzy i
powiedzieć "do zobaczenia" urokliwym miejscom.
Czuliśmy
się świetnie obcując z przemiłymi ludźmi i mieszkając w domu z
prawie 200-letnią tradycją. Czuło się w nim obecność przeszłych
generacji.
Udaliśmy
się w dalszą drogę do domu.
Następnym
przystankiem było Dijon. Przed wiazdem do miasta w Nuits -Saint-
George zatrzymaliśmy się w "Cassissium", miejscu znanym i
wielokrotnie przez nas odwiedzanym. Burgundia słynie nie tylko z
doskonałych win, produkuje się tu likier z czarnej porzeczki -
cassis. Uzupełniliśmy zapasy, przy okazji kupując doskonałe
musztardy z Dijon.
Następnym
przystankiem będzie niemieckie Lindau...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz