piątek, 9 maja 2014

Teneryfa

Dzień 6

Dzisiaj ostatni dzień pobytu. Jutro o godz. 12 czasu europejskiego wylatujemy do Madrytu z lotniska północnego. Dzień spędziliśmy spacerując po La Lagunie, robiąc zdjęcia. Przysiedliśmy na kawę, na którymś z placyków. Wypiłam do niej likier bananowy, bo tu był, ale może lepiej żeby go nie było. Smakował jak rozpuszczona w wodzie bananowa landrynka. Andrzejowi z ciastem wiśniowym lepiej się powiodło.


Byliśmy też na targowisku miejskim. Jak wszędzie bardzo duży wybór owoców, jarzyn, serów, ryb, wędlin. Naliczyliśmy 10 rodzajów samych ziemniaków. Są to stare odmiany sprowadzone przez konkwistadorów z Andów, zachowały swój oryginalny smak. Trochę się on różni od smaku współczesnych odmian.



Po południu pojechaliśmy do El Sauzal. To region winny. Na wyspach produkcja wina ma bardzo starą tradycję. Podupadła w XIX wieku, od początków lat 20-ych XX wieku prężnie się rozwija. Nie było tu plagi mszycy filoksery, która zniszczyła swego czasu winnice na kontynencie, ale uprawy były gnębione przez grzyby: mączniaka rzekomego i prawdziwego.
Szczepy winne z których produkuje się tu wino nie są uprawiane w Europie : białe to Listan Blanco, Gual, Marmajuelo, Verdello, czerwone to Listan Negro, Negramoll, Baboso Negro i Tintilla. Uprawiany jest tu też szczep Malvasia, znany na kontynencie, ale tylko tu produkuje się z niego wino najwyższej klasy.
W winnicy o nazwie „Casa del Vino” poprosiliśmy o degustację. Znajduje się tu też restauracja z tarasem widokowym.



Wszystkie wina, które degustowałam ( dwa białe wytrawne, dwa czerwone wytrawne i Vino Afrutado) miały oznaczenie potwierdzające pochodzenie (D.O.- denominacion de origen). To ostatnie wino, Afrutado to wino w typie włoskiego Lambrusco. Bardzo owocowe, pieniące się przy nalewaniu, orzeźwiające. Dobre na upały i jako aperitif. Wszystkie wina , które degustowałam były dobrze zrównoważone i ciekawe w smaku. W „Casa del Vino” zjedliśmy obiad siedząc na tarasie, z widokiem na góry i morze.


Na przystawkę wspólnie zjedliśmy sałatkę z krewetek, awokado i mieszanki sałat.
Jako danie główne zamówiłam polędwicę cielęcą z figami w winnej glazurze i z ryżem. Ryż podano z grzybkami.
Andrzej zjadł pieczonego dorsza, podanego na pieczonych ziemniakach.
Deser też zjedliśmy wspólnie. Był to wybór trzech ciasteczek, sernika z galaretką wiśniową, biszkoptu z musem z mango i marcepanem, i biszkoptu przełożonego lekkim, kokosowym musem.
Cieszę się, że już wracamy. Czekają nas dwa dni podróży samochodem. Po drodze odwiedzimy destylarnię koniaku w okolicach Cognac, gdzie 6 lat temu kupiliśmy butelkę koniaku Renaissance (to było niebo w ustach). Chcemy to powtórzyć. Będziemy też w Szampanii, gdzie odwiedzimy znajomego producenta Rene Geoffroy, w wiadomych celach.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz